Wydaje mi się, że sesja dla niektórych z nas to nie tylko czas w roku akademickim, kiedy mamy wolne od zajęć i skupiamy się na egzaminach. Jest to także okres, kiedy rozpoczynamy wszelkie cięższe zaliczenia – nawet miesiąc przed właściwym terminem rozpoczęcia sesji. Studenci muszą w takiej sytuacji uczyć się sporej ilości materiału, dalej uczęszczając na zajęcia. Na tych, którym powinie się noga, czeka jeszcze kontynuacja w postaci sesji poprawkowej, co oznacza, że można żyć zaliczeniami całe dwa miesiące.
O życiu studenckim można opowiadać godzinami, a nawet całymi dniami, najbardziej jednak charakterystycznym jego etapem jest właśnie czas zaliczeń. Hektolitry kawy i energetyków, notatki plączące się pod nogami, ręce popisane zakreślaczami, zajęte kabiny w bibliotece i te nieustanne odwiedziny w systemie USOSweb w oczekiwaniu oceny... Brzmi niezbyt pozytywnie… Bywa naprawdę niewesoło, kiedy nie pamięta się już czym jest sen, a o odcinku ulubionego serialu można zapomnieć, jednakże jest coś wyjątkowego w czasie sesji. Bywają takie momenty w ciągu roku, kiedy nasz kampus naprawdę żyje – jest to pierwszy miesiąc nowego semestru i właśnie sesja. To przed zaliczeniami studenci przestają być jednostkami, a stają się jednością. Widać na ich twarzach to samo zmęczenie oraz zrozumienie drugiej osoby, ale można też zobaczyć ulgę, radość i satysfakcję po wyjściu z sali egzaminacyjnej…
Jestem pewna jednego – sesja jest najbardziej przepełnionym emocjami etapem w czasie studiowania. Sama mam to szczęście, że obecna sesja zakończyła się dla mnie z początkiem lutego, dzięki czemu mogę zająć się innymi sprawami, jak np. działaniami w Samorządzie Studentów, czy też pisaniem pracy licencjackiej. Mam nadzieję, że te osoby, które dalej zmagają się z zaliczeniami, poradzą sobie śpiewająco i również będą mogły trochę odetchnąć przed kolejnym semestrem.