Z danych Euromonitora wynika, że najwięcej zwierząt w domach na Starym Kontynencie mają Rumuni. Prawie z połową rodzin mieszka tam pies lub kot. Z kolei najmniej zwierząt domowych jest w Turcji, gdzie na zwierzaka zdecydowało się niecałe 10 proc. domów.
Mruczek kontra Szarik
Polska do niedawna bardziej kochała psy. Przyczyniła się do tego być może powojenna krajowa kinematografia. Szarik, Cywil i Reksio są psimi ikonami polskiego pokolenia baby boomers. Nie zgadza się
to, co prawda, z hipotezą, że to bogate kraje preferują szczekające czworonogi. W Niemczech, gdzie ponad połowa obywateli przekroczyła 46 rok życia, kot jest w zaledwie 19,7 proc. domów. Niemieccy
emeryci są bogatsi – stać ich na częste podróże, a te raczej trudno pogodzić z opieką nad kotem w domu. PRL do bogatych krajów na pewno nie należała, kota w domu także nie doceniała. Owszem -
Mruczek na podwórku – szczególnie łapiący myszy – zawsze był przydatny. Ale „lwiątko” wylegujące się w domu na kanapie?
Dobre czasy dla kotów
Nadeszły w końcu dobre czasy dla polskich kotów. W 2016 r. Euromonitor International poinformował o 7 mln psów i 6 mln kotów mieszkających w polskich domach. Od 2014 r. przybyło nam 110 tys. kotów
i 100 tys. psów. Niezaprzeczalnie najsłynniejszym z polskich kotów jest ten, którego właściciel rezyduje przy ul.
Nowogrodzkiej.
Liczba mruczków mieszkających u Kowalskich wzrasta tak szybko, że lada chwila będzie ich w naszych domach więcej niż psów.
Napędzają one także rosnący koci rynek: karm, żwirków, akcesoriów do zabawy i pielęgnacji… To naprawdę wielki krajowy biznes. A ich nabywcy są naprawdę ważnym masowym klientem. Tymczasem, nadal
zdarza się mi - niewolnicy dwoch kotów - usłyszeć: Kot to zwierzę fałszywe, na grdykę w śnie się rzuca, wytresować się nie da, no i zawsze spada na cztery łapy. Miauuu! Nic też dziwnego,
że nadal nowinką dla Polaka jest Dzień Kota.
Światowy (Międzynarodowy) Dzień Kota (ang. World Cat Day, National Cat-Day, International Cat Day, wł. Giornata mondiale del gatto) - jest obchodzony corocznie we Włoszech od 1990
r. a w Polsce od 2006.
Prawdziwi wielbiciele kotów mogą obchodzić to święto wielokrotnie zgodnie z datami w różnych krajach:
• Rosja - 1 marca
• Stany Zjednoczone - 29 października
• Wielka Brytania - 8 sierpnia
• Włochy - Dzień Czarnego Kota (od 2007) - 17 listopada
Ustanowienie takiego dnia, w którym z jeszcze większą - czy to możliwe? - czułością patrzymy na „naszych włochatych władców”, miało podkreślić znaczenie kotów w życiu człowieka, zwrócić uwagę na
konieczność niesienia pomocy wolno żyjącym i bezdomnym zwierzętom, które miały kiedyś dom, ale go straciły, a także uwrażliwić ludzi na często trudny koci los.
W Polsce Światowy (Międzynarodowy) Dzień Kota był obchodzony po raz pierwszy 19 lutego 2006 roku z inicjatywy Miesięcznika "Kot" i Cat Club Łódź.
Nasze koty akademickie
Na terenie naszej uczelni od wielu, wielu lat mieszkały koty. W zamian za ochronę piwnic (a z czasem i łączy komputerowych) przed zapędami gryzoni, miały swój kąt i strawę. Gdyby koty wręczały swój Order Uśmiechu na pewno nasze uczelniane futrzaki odznaczyłyby nim prof. Mirosławę Kwiecień. Niestety, z czasem zaczęły też mieć wrogów. A szkoda.
Najbliżej uczelnianych kotów byli pracownicy biblioteki – jednostka ta przez wiele, wiele lat mieściła się w budynku A, tuż obok głównej bazy mruczków.
Zwierzaki podzieliły między siebie zakres obowiązków – wspominały w rozmowie Małgorzata Świrad, dyrektor Biblioteki Głównej, Małgorzata Wecko, kierownik Oddziału Informatyzacji i Zbirów
Elektronicznych BG oraz Marzena Zgorzelska, pracownik Oddziału Dokumentacji i Promocji BG. Podobno dawnej jeden kot pilnował wypożyczalni, a inny był stałym rezydentem Biblioteki. Gwiazdor
(Gwiazdeczka) miał nawet swój fotel.
Co rano dwie persony robiły obchód uczelni: pan Leszek Długołęcki (kierownik działu administracyjnego) i kot Gwiazdor - wspominają. – Gwiazdor uwielbiał wykłady prof. Józefa Kalety. Wiedział, kiedy się odbywają, przychodził pod salę i wysłuchiwał ich z uwagą.
Miał ponoć także swoje fanaberie, zwidy i fochy, ot, kocie życie wewnętrzne. Wiedzą o nim wszyscy kociarze. Taka uroda. My – ludzie – mamy za to łyse ciało i niemal kompletny brak
ogona. W końcu za swoją kocią naturę Gwiazdor zapłacił najwyższą cenę - – został otruty.
Przez kilka miesięcy w szczególny sposób opiekowaliśmy się kotkiem, którego znaleźliśmy pewnego mroźnego dnia zimy 2011 r. Stał pod budynkiem A, miauczał, mruczał, podchodził do ludzi, miał
chore oczy. Całą zimę kot był pod opieką Oddziału Udostępniania Zbiorów i każdego ranka wymuszał na jego pracownikach pełną godzinę miziania. W końcu, po czterech miesiącach
bibliotecznego życia, Dzwoneczek został adoptowany przez studentkę. Donosiła nam potem, że kot uwielbia damskie torebki.
Po przeniesieniu biblioteki do nowego budynku nie mamy już takich ludzko-kocich kontaktów - ze smutkiem stwierdziły Panie z Bibliotekarki. - Największymi obrończyniami zwierząt i
przyrody były w całej historii Uczelni panie: Irena Czarnecka i Mirosława Kwiecień. Pierwsza bardzo dbała o drzewa, o teren, druga o zwierzęta - westchnęły na koniec moje rozmówczynie -
wszystkie kociary.
Dziś kotów na uczelni jest niewiele i są bezimienne.
A ja mam kota na punkcie kota
W 1968 roku ukazał się longplay Listy śpiewające z piosenką A ja mam kota na punkcie kota, ze słowami autorstwa Agnieszki
Osieckiej. Może ona zostać hymnem dzisiejszego dnia:
Jedne mają kota na punkcie wczasów,
W piątek czy świątek hejże do lasu.
Inne mają kota na punkcie panów,
W piątek czy świątek ruszają na łów.
W piątek, świątek ruszają na łów.
A ja mam kota na punkcie kota
I co sobota dręczę go.
Bo ja mam kota na punkcie kota,
To jest robota ho, ho, ho!
Z tym dręczeniem, proszę nie przesadzać. Chodzi o to, by kot nadal był w formie. Gdyby tak komuś trzeba było pazur pokazać.
Krwawa historia
Małgosia Wecko wspomniała także bardzo pamiętne i bardzo bliskie spotkanie z Gwiazdorem.
To wydarzyło się w sali komputerowej. Pamiętam, miałam na sobie wełnianą spódnicę. Może to ona uratowała mnie od kalectwa… Gwiazdor tego dnia był dziwny, wszedł nabuzowany. Rozczuliłam się nad
nim a ta bestia najpierw wydała okrzyk bojowy a potem wbiła mi się pazurami w udo. Polała się krew. Moja krew.
– Ty wtedy już miałaś w domu pieska, może Gwiazdor go poczuł ? – zaczęły tłumaczyć tolerancyjne kociary.
Możliwe. W każdym razie tego kota zapamiętam na zawsze.