Wracamy do Was z cyklem pięciu odkryć Kolumny! A w nich – zabawki, przekłamania w filmach, coś dla podróżujących, tajemnicze spotkania, troszkę kultury i wiele więcej!
Ciężki żywot fanów zielonego — od Pingwina!
Wiek XIX był okresem niemoralnego prowadzenia się, szalonych eksperymentów i genialnych pomysłów. Jednym z tych ostatnich zdecydowanie jednak nie był ten, który uwzględniał używanie arszeniku do
barwienia na kolor zielony. Panie, skuszone wizją posiadania przepięknej sukni w kolorze dojrzałej trawy, chętnie nosiły przesiąknięte nim materiały. I chociaż w większości dla nich kończyło się to
tylko powracającym bólem głowy i zwiększoną szansą na wystąpienie nowotworu, dla dzieci, których zabawki były pokryte tą substancją, przyszłość nie była w kolorze nadziei. Ówcześnie ludzie nie
ograniczali się do farbowania tak nudnych, codziennych przedmiotów. Dlaczego by nie zapewnić sobie odrobiny luksusu za pomocą zieloniutkich, jadalnych liści? Zanim powiązano z arszenikiem z
toksycznością i jej skutkami, minęło sporo czasu – nawet jeszcze po II wojnie światowej można było spotkać farby z dodatkiem tej trucizny o jakże żywym, zielonym kolorze.
Indianin na koniu — o przekłamaniach filmowych i stereotypach, które nie mają odniesienia w rzeczywistości — Eryk Dorobek!
Często w filmach, powieściach i przez to również w naszych głowach rysujący się wizerunek Indianina przedstawia półnagiego mężczyznę z toporkiem, jakimś pióropuszem i... na koniu. W końcu Indianie
na nich jeździli, mieli je, łapali na prerii praktycznie od zawsze..., prawda? No, właśnie nieprawda. Konie w Amerykach owszem były, ale wyginęły około 16 000 lat temu (!). Później pojawiły się w
Nowym Świecie dopiero z przybyciem Europejczyków i to też nie od razu, a dopiero w 1519 roku (czyli równo pół tysiąca lat temu) za sprawą Corteza, który przywiózł ze sobą wtedy do Meksyku 11
ogierów, 5 klaczy i 1 źrebię. No dobrze... A jak to było z mustangami? Mustangi to nic innego jak zdziczałe konie. Nazwa pochodzi od hiszpańskiego słowa mestenos, które dosłownie oznacza
„dziki". Innymi słowy, konie są mniej więcej tak indiańskie, jak ziemniaki polskie a papryka hinduska.
Teatr Witkacego w Zakopanem — kulturalnie od Zagrajka!
Do Teatru Witkacego trafiłem pierwszy raz dopiero dwa lata temu na kilkudniowe warsztaty teatralne. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że jest to teatr sezonowo turystyczny, czyli największe
natężenie widowisk jest w okresie grudniowo-marcowym oraz wakacyjnym – i a zatem standardem jest, że ktoś schodzi prosto z gór z pełnym plecakiem na spektakl. To miejsce ma niesamowitą domową
atmosferą (kawa i herbata w samoobsłudze czy cukierki za darmo) i niepowtarzalny klimat. Aktorzy, których tam spotkałem, są jednymi z najżyczliwszych i najcudowniejszych ludzi teatru, jakich znam,
o czym zresztą świadczy to, że po każdym spektaklu zostają oni i dziękują osobiście wychodzącej widowni. Od pierwszej wizyty tam, moim rytuałem stało się coroczne wypady do Zakopanego na trzy-,
czterodniowe maratony spektakli i koncertów, i w tym roku na pewno nie będzie inaczej. Przy tym spektakle są tam w zdecydowanej większości bardzo, bardzo dobre, pokuszę się nawet o stwierdzenie, że
żaden inny teatr nie potrafi tak dobrze oddać Witkacego i ducha jego dzieł w swoich sztukach. Jeśli tylko będziecie w okolicy Zakopanego tej zimy, na narty czy też z rodziną na święta, koniecznie
poświęćcie jeden wieczór na wybranie się do teatru, szczególnie jeśli danego dnia będzie spektakl w reżyserii wybitnego Andrzeja Dziuka.
Międzynarodowo, refleksyjnie i po angielsku — o mniej lub bardziej tajemniczych grupkach przewijających się w Sky Towerze – nowa gwiazda naszej redakcji Urszula Gołkowska!
Każdego wtorku na pierwszym piętrze Sky Tower można spotkać snujące się grupki ludzi. Gdyby przyjrzeć się im dokładnie, można dojść do wniosku, że przez 45 minut chodzą bez celu dookoła
remontowanych przestrzeni sklepowych. Gdyby się przysłuchać ich rozmową, szybko można się zorientować, że rozmawiają w języku Shakespeare’a (oczywiście w „wersji zaktualizowanej”). Gdyby z kolei
pójść za nimi, trafiłoby się na English Conversations. Są to spotkania organizowane od przeszło 10 lat, łączące ludzi lubiących spotykać innych ludzi i z tymi ludźmi rozmawiać na przeróżne tematy,
od standardowego: How was your weekend? na kwestiach egzystencjalno-filozoficznych skończywszy. A wszystko bez żadnych formularzy, opłat, rejestracji czy innych „utrudniaczy” życia.
Wystarczy przyjść, wylosować swojego rozmówcę i rozpocząć konwersację. Grupa spotyka się regularnie o 18:00 przed Marché na pierwszym piętrze wieżowca. So, why don’t You join us?
Hotellook — must have dla ludzi lubiących podróżować! Krótka recenzja od Cyryla!
Moim wspaniałym odkryciem została aplikacja „Hotellook”. Lubisz podróżować, odwiedzać nowe miejsca, kraje i cieszyć się odpoczynkiem? Jeśli tak, to mam coś dla Ciebie! Aplikacja nie zajmuje dużo
pamięci, jest darmowa i wysoko oceniana. Jest zrobiona na podstawie najsłynniejszych aplikacji, m.in. booking.com, agoda, trip.com, hilton itd. Oferuje naprawdę wygodny interfejs, duży wybór
propozycji oraz adekwatne ceny. Jak to działa? Wprowadzasz miejsce, do którego chcesz wyjechać, wyznaczasz termin, a także liczbę osób i… tadam! Dopasowujesz filtry według swoich potrzeb i
wybierasz pasujące do Ciebie ładne i tanie (lub nie!) mieszkanko. Skorzystałem już z aplikacji i mogę śmiało wystawić jej ocenę 5+, spróbuj i Ty!
Redakcja Kolumny