God bless the Netflix for documentaries
Data opublikowania:
17.02.2019
| aktualizacja:
22.02.2019
Odnalezienie konkretnego filmu na Netflixie, gdy zna się jego tytuł, jest dziecinnie proste. Co innego, gdy poszukujemy czegoś oryginalnego w natłoku mocno
skomercjalizowanych superprodukcji. Między innymi dokumenty giną w tym ogromie, a to właśnie za nie jestem temu serwisowi streamingowemu najbardziej wdzięczny.
W ostatnim czasie skupiłem się w moich filmowych poszukiwaniach na tematyce związanej ze sztuką. Odnalazłem trzy naprawdę niesamowite produkcje: dwa filmy i
jeden serial dokumentalny. Co to za dzieła i dlaczego warto je obejrzeć? Zacznę od najlepszego.
1. Walka: życie i zaginiona twórczość Stanisława Szukalskiego
Dokument ten miał premierę niedawno, bo w grudniu 2018 r., i co niesamowite – jest to produkcja amerykańska, choć opowiada o polskim rzeźbiarzu Stanisławie
Szukalskim. Mało kto pamięta o tym geniuszu i jego dziełach, mimo faktu, że z kilkoma z nich możemy się regularnie spotykać. Film ten jest zbudowany niesamowicie estetycznie, a narracja miesza
lekkie i wesołe tony z bardzo poważnymi i często przerażającymi wydarzeniami. Mogę uczciwie powiedzieć, że jest to najlepszy dokument, jaki do tej pory widziałem, i każdemu polecam przeżyć to, co
ja, oglądając go.
2. The 100 Years Show
Genialna rzecz, jeśli masz w planach odrobinę dłuższą podróż tramwajem lub musisz czekać 30 min. na cokolwiek. Króciutki dokument o kobiecie, która tworzyła
sztukę w nurcie minimalistycznym przez całe swoje życie, czyli właściwie sto lat, a została doceniona dopiero w ostatniej dekadzie swojej egzystencji.
3. Abstrakt: Sztuka designu
Ośmioodcinkowy serial dokumentalny o jednych z najważniejszych osób we współczesnej branży sztuki komercyjnej. Każdy odcinek mówi o kimś innym: ilustrator,
fotograf, architekt, scenografka, projektant butów, projektantka wnętrz, typografka, projektant samochodów. Najbardziej niesamowity w tym serialu jest fakt, że człowiek nie wie, jak
wyglądają ci artyści albo jak się nazywają, ale oglądając ich dzieła na ekranie okazuje się, że często są to wręcz ikony współczesnej skomercjalizowanej sztuki „użytku codziennego”.
Jeśli masz dość oglądania w kółko kolejnych odcinków Lucifera czy The 100, bardzo polecam taką formę odskoczni, nie tylko bardzo przyjemnej
i pobudzającej obszary mózgu odpowiedzialne za satysfakcję estetyczną, ale i mocno rozwijającą oraz edukującą.