„Tu nie ma co czekać”, a może jednak warto
Data opublikowania:
18.12.2018
Rzadko kiedy mam okazję wybrać się na spektakle stricte ruchowe lub taneczne, więc na Tu nie ma co czekać w Capitolu nastawiałem się od dłuższego czasu. Widowisko zawiodło – niestety –
moje oczekiwania, co nie znaczy, że było tragicznie złe.
Teatr tańca to specyficzna odmiana przedstawienia dramatu, w której rządzi tylko ruch i ekspresja. Muszę przyznać, cztery tancerki kunszt zawodowy mają niesamowity i szczerze je za to podziwiam.
Gratulacje należą się również Jackowi Gęburze za bardzo ciekawe rozwiązania sceniczne i piękną grę świateł.
Na uwagę zasługuje również bardzo interesujący zabieg, którym było odtwarzanie klasycznego tanga z Zapachu Kobiety podczas wejścia widzów. Z tak zręcznym wprowadzeniem publiczności w błąd
jeszcze się nie spotkałem. Zwykle akcja sceniczna przed rozpoczęciem przedstawienia ma wprowadzać widza w klimat, natomiast tu powoduje, że spodziewamy się czegoś zupełnie innego, niż dalej
następuje.
Największe emocje we mnie wywołało niszczenie pięknego obrazu namalowanego kredą na całej ścianie. Niestety, moje emocje były spowodowane współczuciem w obliczu faktu, że obsługa i aktorki będą
musiały go odmalować przed kolejnym spektaklem.
Prawdziwym i jedynym problemem widowiska są umiejętności aktorskie tancerek. Przedstawienie w dużej mierze opierało się na silnych emocjach wymalowanych na twarzach dziewczyn – i one, i ekspresja
mocno trąciły sztucznością.
Może moje wymagania są odrobine wygórowane, szczególnie po wybitnym Capitolowym
Tempus Fantasy, ale
warto jednak poczekać właśnie na ten spektakl. Chyba że jesteś wielkim fanem tańca, nie wykluczone, ze Tu nie ma co czekać Ci podejdzie.
Łukasz Zagrajek, fot. materiały prasoweTeatru Muzycznego Capitol