WOW, czyli czternaście w jednym!
Data opublikowania:
18.12.2018
Jeśli chodzi o moje największe osiągnięcie jak dotąd na studiach, zdecydowanie był to 3 października! WOW – Wielkie Otrzęsiny Wrocławia, którego celem było wejść do wszystkich 14 klubów, które
oferowały nam bilety. Z moją ekipą dokonaliśmy tego! Niby szok, ale w sumie: Co to dla nas?!
Wiary wszędzie pełno, każdy gotowy do zabawy i poznawania nowych ludzi, bo przecież to początek roku i każdy buduje sobie ekipę na przyszłe imprezy w studenckim mieście. Super sprawą były imprezki
tematyczne, w każdym klubie inna. Moja ulubiona – festiwal pizzy i karaoke.
Wyruszyliśmy z Przeguba, bo tam zebraliśmy się na bifor, żeby ogarnąć sklad. Sytuacja była jednak taka, że dzień wcześniej także była impreza, wiele osób było więc zmęczonych i odmawialo udziału w
kolejnej. Myślałam, że będzie słabo z towarzystwem… O, jak się pomyliłam! Studenci nie zawodzą!
Zebraliśmy ładne siedem osób, a do nas po drodze dołączali nasi znajomi lub inni przypadkowi spotkani ludzie. Trasy wyznaczonej nie mieliśmy, każdy napotkany po drodze klub budził wielką radość.
Oczywiście nie mogło zabraknąć przygód: żeby uatrakcyjnić sobie drogę, myliśmy strudzone wędrówką stopy w fontannie na Rynku. Polecam, mega pobudzenie i poprawa krążenia!
Zadziwiła mnie tylko jedna rzecz tej nocy – do jednego z klubów nie udało nam się wejść ok 4.00 rano, bo zabawa już się kończyła.
Podsumowując:
Kluby: 10/10 (nie we wszystkich było świetnie, ale było ich na tyle dużo, że się uzupełniały);
Ludzie: 10/10 (wiadomo UEW i przyjaciele);
Bifor: 7/10 (trzeba było sprzątną potem cały pokój w akademiku);
After: 0/10 (bo nie było).
Rada:
Chodźcie na WOW!
Miss Berry, fot. Stock